Zwierzęta nocy. Po obu stronach lustra

W sytuacji, kiedy książka zostaje zekranizowania, trudno oprzeć się pokusie porównania. Nie wiem nawet, czy oddzielne ocenianie jest możliwe. Jestem skłonna twierdzić, że nie. Daleka jestem też od jednoznacznego określania, która wizja jest lepsza. Nie potrafię dokonać pełnego wyboru. W mojej głowie te dwie historie czasem się zlewają w jedno, czasem rywalizują, a czasem są czymś zupełnie odrębnym.

kadr z filmu

Kinową historię poznałam jako pierwszą. Od samego początku zaserwowała mi dozę smutku, nieokreślonego uczucia mroku i nieuniknionej, niejasnej jeszcze przemocy. Ci sami aktorzy przedstawiający postaci świata realnego i  książkowego. Silna sugestia, że tragedia Tony'ego zdarzyła się naprawdę. Sugestia, że Edward w swym niezrozumiałym okrucieństwie każe Susan jeszcze raz przeżywać ich wspólną tragedię sprzed lat.
Pudło.
Ślepy trop.
Jakże większa stała się moja ciekawość, kiedy ten zabieg okazał się być oszustwem. Książka niestety oszczędziła mi tych wątpliwości. Od samego początku szczegółowo rozróżnia rzeczywistość od świata fikcji. Ma to jednak swój ukryty cel.

Zupełnie różnie rysują mi się dwie wersje Susan Morrow. Jej filmowa odsłona mówi niewiele. W dużej mierze możemy się tylko domyślać do jakich wniosków i refleksji nad własnym życiem doprowadza ją ta książka. Pisana Susan jest kimś zupełnie innym. Znamy jej myśli. Możemy oceniać jej życie, przemyślenia i wybory. Mamy także możliwość skonfrontowania jej opinii o "Zwierzętach nocy" z naszą.

plakat filmowy

Często czułam irytację, śledząc reakcje Susan. Nie chciałam, przerywać lektury tam, gdzie ona. Nie zgadzałam się z nią. Zwyczajnie nie rozumiałam jej toku myślenia. Ta sytuacja uświadomiła mi, że nasze opinie, nie zawsze opierają się na wartości książki. Są przesiąknięte wpływem naszego nastroju, charakteru, dawnych przeżyć i tysięcy przeczytanych wcześniej stron. W tym miejscu muszę pogratulować autorowi, że zdołał wciągnąć mnie w tę konfrontację. Sprawił, że niepostrzeżenie uniknęłam bycia obojętnym obserwatorem.

Jest pewien fragment książki, Który moim zdaniem bije na głowę swój filmowy odpowiednik. "Przesłuchanie" w domku Andesa. Tekst oferuje iście  tarantinowskie nagromadzenie postaci w jednej zamkniętej przestrzeni i dialogi godne "Nienawistnej ósemki". Film wypłaszczył tę scenę, zmniejszył jej absurd i karykaturalność. Odebrał Tony'emu i Andesowi pewną dozę szaleństwa. Szkoda.

Zakończenia "Zwierząt nocy". Takie same i równie dobre. Śmierć. Przedstawiona jednak w obu przypadkach zupełnie inaczej. W książce poetycko, sennie, nierealnie. Jako ta, która przynosi ulgę. W filmie, przez brak pokazania, tego co niewidoczne (myśli, uczuć), naturalistyczna, zwyczajna, głupia, budząca dziwaczny respekt. Rozwiązująca sytuację, ale nie dająca widzowi spokoju ducha.

Polecam zarówno film, jak i książkę. Z reguły jestem oszczędna w słowach. Już od dawna żadna historia nie zmusiła mnie, by napisać aż tyle. To dowód na to, że warto sięgnąć po "Zwierzęta nocy".

Komentarze

Popularne posty