Noc muzeów 2019

Noc Muzeów rządzi się swoimi prawami. Festiwal kultury od lat odczarowuje niegdyś zatechęchłe miejsca i odkurza uśpione eksponaty. Zachęca pokolenie internetu do dotknięcia sztuki w rzeczywistości. Piękna sprawa i trzeba przyznać, że na tę imprezę ciągną tłumy. Każdego uczestnika czeka odstanie swojego w kolejce, przepychanki i duszności. To mamy zagwarantowane w pakiecie z darmowym biletem wstępu. 


Źródło: www.se.pl

Czy warto zwiedzać w taką noc? 

Otóż warto! Dla mnie dzikie tłumy w popularnych galeriach i muzeach stały się pretekstem, by zajrzeć w miejsca mniej oblegane. Tym sposobem ominęłam szerokim łukiem sławy stałej wystawy Muzeum Narodowego, Galerię Arsenał i Ratusz. W zamian zaserwowałam sobie kilka innych różnorodnych atrakcji. 

Muzeum Unitry

Pierwsze w planie Muzeum Unitry. Wystawa zorganizowana w Technikum Łączności zapowiadała sie niepozornie, a okazała się jedną z ciekawszych rzeczy, jakie miałam okazję oglądać podczas tegorocznej Nocy Muzeów! Ekspozycja niestety zorganizowana dość nieudolnie, urządzenia ustawione zostaly na szkolnych ławkach i w starych gablotach. Nie ujęło to jednak ich wartości. Niesamowite relikty polskiej myśli elektronicznej nadal robiły wrażenie i to zwłaszcza swoim designem. Widać jak często współcześni projektanci wracają do tych kultowych już form sprzętów starej Unitry.


Źródło: www.oldradio.pl

Nie polecam

Pomimo planu trzymania się z dala od miejsc tłocznych, coś mnie podkusiło i weszłam do Zamku. Może, to przez te zabytkowe auta błyszczące przed wejściem... Niestety okazało się, że "wejdę, bo, po drodze" to zły pomysł. Wystawa pt. "Poza miastem! Sowiniec jako nieoficjalne centrum czechosłowackiej kultury 1974-1989" okazała się być dla mnie zupełnie nieinteresująca. Na koniec przygody z CK Zamek kolejny błąd - Muzeum Powstania Poznańskiego – Czerwiec 1956. Uważam, że samo miejsce zorganizowane jest naprawdę dobrze, ale mrowie zwiedzających zdecydowanie nie sprzyja kontemplacji poważnego tematu.

Poznań nocą

Dalej było zdecydowanie lepiej. Góra Przemysła i Muzeum Sztuk Użytkowych. Wbrew obawom nie było aż tak tłoczno, jak się spodziewałam. Ekspozycja stała dosyć ciekawa, chociaż szkoda, że zbiór ikon nowszego designu nie jest wiekszy. Piękny okazał sie widok z wieży. Polecam wdrapać się lub wjechać windą dla podziwiania nocnego Starego Miasta. Budowy tej nieszczęsnej pseudohistorycznej wieży Gargamela nie popieram całą sobą, ale muszę oddać, że widok z góry w większości piękny. 


In my garden, źródło: www.fotopolis.pl

Na koniec rarytas z małą łyżką dziegciu. 

Przyszedł czas na Muzeum Narodowe, ale nie dobrze znaną mi i tej nocy obleganą stałą ekspozycję. Moją  uwagę przyciagnął tytuł wystawy czasowej "Choroba jako źrodło sztuki". Temat ciekawy, dający możliwość spojrzenia z wielu perspektyw. Efekt przeciętny. Może spodziewałam się czegoś  innego... Na szczęście w tej masie sztuki różnej, pełnej nazwisk znanych z dobrej sztuki lub z tego, że są po prostu znane, znalazła się perełka. Najlepsza rzecz tego wieczoru i to taka, którą zachowam w sercu na długo! Magda Hueckel i jej zeszłoroczna praca pt. "In my garden". Rzecz niesamowita, godna uwagi i właśnie dla niej będę polecać tę chorobliwą wystawę. O Pani Magdzie i jej przepięknych kolażach jeszcze opowiem, bo to coś, co zasługuje na więcej, niż krótka wzmianka.

Komentarze

Popularne posty